Pralnia chemiczna nie taka się wydaje straszna, jak do tej pory myślałam. Taka myśl naszła mnie przed chwilą, bo – niechaj zabrzmią trąby i rozstąpią się chmury – dzisiaj staję przed jednym z największych dylematów współczesnego człowieka: prać własnoręcznie (dosłownie!) czy oddać do pralni? Rzecz jest ważna – garnitur mojego lubego, dlatego nie mogę zawieść, nie tym razem. Zmieniam więc zdanie na temat pralni chemicznych (zawsze wydawało mi się, że pralka domowa spokojnie da radę) i rozważam tę opcję. W królestwie dźwigania worków z brudnymi ubraniami każdy z nas musi podjąć kluczową decyzję – czy wziąć sprawy w swoje ręce, czy też rzucić się w ramiona pralni, pozwolić im na magiczny taniec pralki i suszarce. Dylemat spędził mi drzemkę z powiek. Pierwszy rozdział tej epickiej opowieści zaczął się jeszcze w mojej własnej łazience.

Góra K2 prania czekająca na rozwieszenie spotkała się z Mount Everestem kolejnej partii czekającej na swoje tańce w bębnie pralki. I oto on! Pomiędzy zmiętolonymi skarpetkami trafił się trzyczęściowy garnitur ukochanego, którego udawałam, że nie widzę od kilku tygodni. Nie mogę tak dłużej, bo za kilka dni luby sprawdzi się w roli drużby na ślubie przyjaciela. Tak wiem, wielka sprawa. Pierwszy odruch to zwinięcie go i wepchnięcie do pralki. Ale zaraz! Przecież nie raz zdarzyło mi się wrzucić fajną rzecz do pralki i po kilku chwilach wyjąć coś, co przypominało bardziej unikatową sztukę abstrakcyjną niż ubranie gotowe do noszenia? Ręka zadrżała, a garnitur wypełzł z bębna. A ja pobiegłam po pomoc do wujka Google’a. “Czy zawsze oddanie prania w ręce pralni to strzał w dziesiątkę?” – nieśmiało zagaiłam. “Oczywiście, że tak, chyba że cenisz sobie swoją suwerenność i radość z własnego dokonania.” wypluło mi z jakiegoś forum. W mojej głowie przez chwilę zakłębiło się pytanie – “Czy zaryzykować, używając pralki w nieprzewidywalny sposób, czy zaufać doświadczeniu i umiejętnościom pralni? A może po prostu ogłosić niepodległość i zainwestować w karierę samodzielnego prania?”. Hm, ogarnęło mnie jeszcze więcej obaw o jakość garnituru, gdybym pozostawiła go we własnych rękach. Bo czy pralka zrozumie, że to ubranie jest nie tylko brudne, ale i pełne wspomnień? W pralni mogę przecież opowiedzieć o tym profesjonalistom, którzy zajmą się pięknym strojem mojego ukochanego.

Dobra, koniec wątpliwości, koniec rozmyślań – czas na decyzję! Raz kozie śmierć! Idę do pralni chemicznej dzielnie dzierżąc długie nogawki od garniturowych spodni. Z niepewnym uśmiechem oddaję wszystko pani z okienka, która w sympatyczny sposób zapewnia mnie o tym, że może być już tylko lepiej. Pocieszona, wracam do domu i czekam na telefon z pralni, którym poinformują mnie, że garnitur jest już czysty, pachnący i gotowy do odbioru. Dumna informuję o tym lubego. Jest zadowolony! To była dobra decyzja. Tak więc drogi czytelniku, czy będziesz Garniturem w swoim własnym epickim poemacie pralniczym, czy też pozostaniesz kapitanem własnego statku ubraniowego? To już tylko kwestia indywidualnego podejścia, bo zarówno pranie samemu, jak i oddawanie do pralni mają swoje zalety i uroki. A w końcu, czy nie właśnie te wybory definiują nas jako ludzi?